„Tarot: Wiedźma Czarnej Róży” – recenzja (cz.6 – „Makabryczne intencje”)
Zacznijmy od tytułu, który przetłumaczyłem dosłownie: „Ghoulish intentions” chyba każdy zrozumie na tyle, żeby wiedzieć z jakim „makabrycznym” złem przyjdzie się zmierzyć głównej bohaterce w tej zahaczającej już o 2001 rok odsłonie. O dziwo jednak nie ghoule będą tu głównym wątkiem…
Autorzy zeszytów najwyraźniej wreszcie sprecyzowali swoje marzenia, idee i dążenia w kwestii tematyki komiksu. Rysownicy coraz mniej ukrywają nagość niektórych scen, a i przy okazji coraz mocniej zaczynają ocierać się o konwencję gotycko- sadomasochistyczną (?). Oczywiście ciężko się tego doczepić, w końcu wiedźmy to przecież feministki pierwszej wody, a seksualność to najmniejsze tabu jakie może przyjść im do głów, jednak coś czuję że tęczowa rewolucja niekoniecznie byłaby dumna z takiego sposobu przedstawiania ich idei wolności. Ale do rzeczy!
Szósta część komiksu przedstawia nam pewien epizod z przeszłości Tarot, która zwyczajnie w świecie wdała się w romans z inną kobietą. I to kotem. Żeby było jeszcze zabawniej, owa kotka (o imieniu Boo) miała już swoją dziewczynę (o imieniu Dust), będącą zafascynowaną tematyką pająków wampirzycą. Moim zdaniem lepiej tego zaplanować się nie dało: trójkąt o tematyce lesbijsko- zoofilsko- nekrofilskiej to przecież to co tygryski lubią najbardziej. I właśnie te wspomnienia są podstawą do zorganizowania porządnej, cmentarnej naparzanki na środku nekropolii (biedny Jon, nie wiedział w co się pakuje), która okazuje się jedną z konsekwencji szaleństw Raven w Halloween.
Całość kończy się jak się kończy (aż tyle zdradzać nie zamierzam), wypełniając dodatkowo główki czytelników bełkotem na temat kochanków i ich miejsc w sercach każdego z nas. Nie żebym się jakoś szczególnie nie zgadzał z prezentowanymi poglądami, ale tak jakoś pasowały mi do cmentarnych rzezi jak pięść do nosa. Moje gusta na szczęście nie zmieniają faktu, iż komiks robi się powoli coraz odważniejszy, a przy okazji coraz bardziej spójny w kwestii wizji prezentowanego świata.
I to jest chyba to, co kusi mnie do dalszego, wiernego przyglądania się jego odcinkom.
Was by nie kusiło?
„Tarot: Witch of the Black Rose” #6
“Ghoulish intentions” January 2001
Creator: Jim Balent
Colorist: Holly Golightly
Assistant colorists: Hilary Nelson, Lauren Sabia, Nicki Riebel