„Tarot: Wiedźma Czarnej Róży” – recenzja (cz.5 – „Smocza wiedźma”)
Jak dowiedzieliśmy się z wcześniejszych odcinków, Raven zdążyła już narobić syfu i ludzie chwycili garściami za pochodnie, by pokazać wiedźmom gdzie ich zdaniem znajduje się miejsce dla władających magią (przynajmniej w teorii, bo na obrazkach tego nie uświadczycie). W takich warunkach Tarot wyrusza na małą, śnieżną wędrówkę, mając nadzieję, że uda się jej nieco ochłodzić sytuację. Próbując przygotować dziwny rytualik ku czci Bogini, ładuje się w niezłą kabałę, która staje się tematem przewodnim tego zeszytu.
Jak można się domyślić po samym tytule, Tarot zmierzy się ze smokiem. Przy okazji poznamy historię jej przesłodkiego latającego kota z charakterem wrednego goblina, pooglądamy jak nago biega po śniegu próbując ratować życie, by parę stron później poznać los smoków i źródło ich, że się tak wyrażę „drakońskiego” prawa.
Całość połączy się w jeden motyw, a piękna bestia (bo inaczej smoka nazwać się nie da) przemieni się w niemniej uroczą, kolorową pannę, która nakarmi nas wszystkich banałami, ani chybi budującymi fabułę kolejnych części.
Z głupich obserwacji dodam od siebie, że od samego początku mojego skupienia się na tym komiksie zauważyłem pewną ciekawą cechę wszystkich jak do tej pory zeszytów: mimo odważnych i pełnych nagości obrazków, nawet w najbardziej „kryzysowych” momentach historii rysownik idealnie wykorzystuje elementy świata (ostrze miecza, wróżka, trochę śniegu, mały płomień itp.) do zasłaniania strategicznych części ciała bohaterek. Ma to swój urok i sprawia, że komiks nie myli się jeszcze z obrazkowym pornosem, ale… (werble) w tym zeszycie na jednym z obrazków dwójka grafików postanowiła najwyraźniej odsłonić większy fragment piersi niż dotychczas! Ciekawe jak rozwinie się to dalej?
Takie nic a jak cieszy. Grunt, że nie zamierzam rezygnować z poznania kolejnych części
„Tarot: Witch of the Black Rose” #5
“Dragon Witch” November 2000
Creator: Jim Balent
Colorist: Holly Golightly
Colorist: Holly Golightly
Assistant colorists: Don Dinnen, Hilary Nelson